|
Wieluń - forum, informacje, ogłoszenia
|
|
Pręgierz - Halo, Twoje dziecko cierpi
yampress - 2007-05-31, 20:19 Temat postu: Halo, Twoje dziecko cierpi Halo, Twoje dziecko cierpi
Czy warto zarabiać kilka tysięcy złotych, ale przegapić ich dzieciństwo?
Dzieci tęsknią, rozpaczają, czasem nawet odbierają sobie życie. Niektóre robią to głośno, tak żeby usłyszała matka, która wyjechała gdzieś za chlebem. Inne cierpią w samotności, po cichutku, w kącie.
Ośmioletnia dziewczynka ze Słupska, zostawiona w Polsce przez rodziców, którzy wyjechali do pracy do Wielkiej Brytanii, straciła wszystkie włosy, brwi i rzęsy w ciągu jednego dnia. Przez pół roku po wyjeździe matki zdradzała objawy potężnego stresu: zaczęła być agresywna, wszystko neguje, nie chce się uczyć. Psycholog zajmujący się jej przypadkiem nie ma wątpliwości – utrata włosów to efekt narastającej rozpaczy z powodu opuszczenia.
Zdaniem Rafała Nosewicza, dyrektora poradni psychologiczno-pedagogicznej w Słupsku, rozstanie z obojgiem rodziców to dla dziecka wielki dramat. Nic nie pomoże podrzucenie wnuka "ukochanej babci".
– Dziadkowie często nie rozumieją potrzeb dziecka i nie radzą sobie z jego wychowaniem – mówi Nosewicz, który nie miał do tej pory tak drastycznego przypadku jak wspomniana ośmiolatka, ale coraz częściej spotyka się ze zestresowanymi z powodu rozłąki z rodzicami dziećmi. – Tak młody człowiek zamyka się w sobie, staje się apatyczny lub wręcz przeciwnie, ucieka w agresję. Sam musi się bić o swoje. W kłopotach, na przykład na podwórku, nikt mu nie pomoże.
Zdarzają się jeszcze większe tragedie.
W ubiegłym roku głośny był przypadek samobójstwa 14-letniego Adama S. Kilka miesięcy przed tragedią ojczym i matka Adama wyjechali do Wielkiej Brytanii. Na ten czas dzieci – czworo rodzeństwa – przeprowadziły się do babci do Krakowa. Jednak co tydzień po lekcjach Adam zjawiał się w domu rodzinnym w Wierzbicy, by doglądać gospodarstwa. Tak też było feralnego dnia. Na ciało chłopca natknęła się sąsiadka, która przyszła z nim porozmawiać.
Znaleziono przy nim list: "Próbowałem was ostrzec, ale wszyscy mnie ignorowali. Próbowałem powiedzieć wam o tym jasno i wyraźnie".
Matka przyjechała na jego pogrzeb. Zdecydowanie za późno...
Mamona przesłania dzieci
Beata Rostocka, zastępca dyrektora ds. opiekuńczo-wychowawczych w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej we Wrocławiu, rok temu rozpętała prawdziwą burzę nad tym problemem. Ujawniła, że do placówek podległych MOPR-om w całym kraju zgłasza się coraz więcej matek, które chcą zostawić swoje dzieci i wyjechać za granicę. Tłumaczyły, że wrócą po nie za kilka miesięcy, rok albo dwa, jak zarobią trochę pieniędzy. O dramatach porzuconych dzieci rozpisywały się gazety zarówno w Polsce, jak i w Wielkiej Brytanii. – Po tej burzy nastawienie rodziców trochę się zmieniło, ale nie wiem, czy można to nazwać zmianą na dobre – mówi teraz Rostocka. – Matki już nie przychodzą do nas z otwartą przyłbicą i żądaniem, by "przechować" dzieci. Oddają je babkom, ciotkom, wujkom czy nawet dalszej rodzinie. Ale po jakimś czasie niektóre z nich i tak trafiają w ręce naszych służb socjalnych, bo wujek czy dziadek sobie nie radzi albo – co gorsze – "zapił" i zapomniał w ogóle o opiece. Wtedy wkraczamy my – dodaje.
Dyrektor Rostocka przytacza przykład typowej "znieczulicy gastarbeiterów" z ostatnich dni. Kobieta mająca w Polsce męża, zaszła w ciążę za granicą, gdzie pracowała od kilkunastu miesięcy. Po cichu wróciła do Wrocławia, by tam urodzić i po sześciu tygodniach (tak nakazuje polskie prawo) zrzec się praw rodzicielskich w tajemnicy przed mężem. Zostawiła dziecko i już więcej się nie pojawiła ani nie odezwała, przez co jej dziecko nie może szybko znaleźć rodziny zastępczej, bo ciągle nie ma formalnej zgody matki na adopcję.
Jeszcze jeden przykład. W Świdnicy czworo małych dzieci trafiło do domu dziecka, a jedno znalazło się w szpitalu. 13-letnia Iza trafiła tam z objawami wycieńczenia – nie jadła od tygodnia, bo... tęskniła za mamą. Ona i czwórka jej młodszego rodzeństwa była pod opieką wujka. Całymi dniami dzieci były same, chodziły głodne i zaniedbane. Rodzice wyjechali do pracy za granicę.
Czy matki, które obiecywały powrót i zabranie dzieci z ośrodków, wróciły? – A co też pan! – wzdycha Rostocka.
– Dzieci ciągle tam siedzą i raczej nie ma szans, by rodzice się opamiętali. Niektórym mamona całkowicie przesłoniła wszelkie ważne sprawy. Dla wielu ludzi liczy się tylko kasa, a dzieci to zbędny balast, którego się w ten sposób pozbywają.
Zdaniem Rostockiej, problem wcale nie zniknął wraz z nagłośnieniem tych przypadków. Sprawa tylko trochę "przyschła", ale nikt nie ma złudzeń, że rodzice nagle się opamiętali. Wrocławski MOPR rozpoczął nawet specjalne szkolenia dla pedagogów i dyrektorów szkół, jak wśród tłumu uczniów rozpoznać dziecko, którego matka i ojciec wyjechali. – Zazwyczaj zaczyna się od opuszczania lekcji i coraz gorszych wyników w nauce. Trzeba szybko interweniować i otoczyć takie dziecko opieką, żeby nie doszło do tragedii – tłumaczy zastępczyni szefa wrocławskiego MOPR-u.
Wewnętrzny zegar dziecka
Nawet gdy rodzice zdecydują o sprowadzeniu dziecka do nowego domu za granicą, problemy wcale się na tym nie kończą jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Polscy psychoterapeuci pracujący w Wielkiej Brytanii również notują coraz więcej wizyt rodziców, którzy są sfrustrowani – ich zdaniem – dziwnym, nieodpowiednim czy niecodziennym zachowaniem dziecka. – Zazwyczaj zaczynam rozmowę właśnie od nich, bo to jest przede wszystkim ich problem, a nie dziecka – wyjaśnia psycholog Agnieszka Major.
Nawet rodzice mający się za świadomych i odpowiedzialnych popełniają proste błędy, które odbijają się na dzieciach. – Najmłodszych trzeba traktować bardzo poważnie. Dziecko rozumie więcej niż nam się może wydawać – mówi psycholog. – Najgorzej jest, gdy staramy się zrzucić odpowiedzialność za nasz wyjazd na jego barki. Ono nie może dźwigać na swojej wątłej i ciągle rozwijającej się psychice takiego ciężaru. Dlatego zdecydowanie odradzam tłumaczenia w rodzaju: "wyjeżdżam dla twojego dobra", "żeby zapewnić ci lepszą przyszłość", "zarobić na twoje utrzymanie". Często kończy się to tak, że dziecko zaczyna się obwiniać za zaistniałą sytuację – dodaje Agnieszka Major.
Jej zdaniem nie ma żadnego magicznego okresu rozłąki, który każde dziecko wytrzyma, choć rodzice często tak to postrzegają.
- Dlatego ustaliliśmy nieprzekraczalny termin: dwa miesiące i ani dnia dłużej - mówi Jacek z Gdańska, ojciec sześcioletniej Zuzanny, który razem z żoną przyjechał w maju do Londynu zarobić na mieszkanie. – Na początku lipca jedziemy do Polski i zabieramy ją ze sobą. Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku.
Każde dziecko ma jednak własny "wewnętrzny zegar", który trudno zmierzyć, bo zależy nie tylko od wieku, ale indywidualnych predyspozycji i stopnia rozwoju emocjonalnego.
– Miałam przypadki, gdy nawet dzień rozłąki z matką skutkował nocnym moczeniem się, sennymi koszmarami i niepokojącą zmianą zachowania. Wszystko zależy od siły więzów łączących dziecko z rodzicami. Nic tu nie da się ustalić z góry – przestrzega psycholog.
Co więc zrobić gdy dramatycznego wyboru – dobro dziecka albo szukanie szczęścia za granicą – nie da się uniknąć? Najpierw trzeba ten wybór drobiazgowo skalkulować. - Zastanówmy się wspólnie, czy warto zarabiać kilka tysięcy złotych, ale przegapić ich dzieciństwo, czy zarabiać tysiąc, żyć w biedzie, ale z dziećmi – mówi dyrektor słupskiej poradni psychologiczno-pedagogicznej Rafał Nosewicz.
Adam Skorupiński www.onet.pl
hajen - 2007-06-01, 15:09 Temat postu: Re: Halo, Twoje dziecko cierpi
Rodzina, czy co?
|
|