Wysłany: 2006-12-17, 17:31 Nowy postrach stadionów
Nowy postrach stadionów
Wiedzą, jak zwieść kamery i policjantów. Sprawiają wrażenie dobrze wychowanych, wykształconych młodych ludzi. Po przemoc sięgają "tylko” od czasu do czasu i kierują się "humanitarnym" ich zdaniem kodeksem: pobić – tak, zabić – nie.
Stéphane (imię zostało zmienione) to 28-latek dbający o swój wygląd. Jest sprzedawcą w agencji podróży. Właśnie wrócił z pracy: ma na sobie dżinsy, ciemną marynarkę i białą koszulę. W swoim czasie zrobił licencjat, a dziś prowadzi urozmaicone życie: ma dziewczynę, regularnie chodzi do teatru, do kina i na mecze na słynnym paryskim stadionie Parc des Princes. Żadnych ekstrawagancji w ubiorze, normalna fryzura, życzliwy wyraz twarzy. Wieczorami, gdy klub piłkarski Paris Saint Germain (PSG) gra mecze, wchodzi dyskretnie na trybuny. Do całego obrazu nie pasuje tylko jeden element: to, że Stéphane od trzynastu lat należy do ruchu "niezależnych" ultras, czyli najbardziej agresywnych kibiców. (…)
Ten młody człowiek jest administratorem strony pariscasuals.com poświęconej ruchowi "okazjonalnych hooligans" zafascynowanych przemocą. Fakt, że nie wyróżniają się niczym z tłumu, utrudnia policjantom ich rozpoznanie. Specjalne jednostki odpowiedzialne za bezpieczeństwo na stadionach oceniają, że do agresywnych ultras zaliczyć można jakieś 150-200 osób należących do dziesięciu małych, niezarejestrowanych grup ultras. "Ich cechą charakterystyczną jest to, że z wyglądu sprawiają wrażenie wykształconych młodych ludzi, całkowicie zintegrowanych ze społeczeństwem" – wyjaśnia policjant pełniący często służbę na Parc des Princes. Siłom porządkowym dają się we znaki zwłaszcza dwie grupy: Casual Firm i Commandos pirates, najgroźniejsi wśród "niezależnych", którzy "niczego już nie muszą nikomu udowadniać" – jak mówi policja.
Stéphane określa się jako hooligan, który szuka przemocy, bo sprawia mu ona przyjemność: "Podczas walk można nauczyć się panowania nad sobą, dowieść swojej odwagi, poczuć przypływ adrenaliny". Opowiada o "elitarnym" ruchu ultras, gdzie "każdy zdobywa zaufanie innych w terenie" w trakcie procesu "naturalnej selekcji". Do ich zadań należy wspieranie drużyny PSG, także na meczach wyjazdowych, dawanie dowodów solidarności z grupą, bicie się i udowadnianie innym swojej odwagi.
Aktywni "niezależni" uczestniczą rocznie w dziesiątkach walk z kibicami innych drużyn, niektóre burdy są nagrywane, a następnie rozpowszechniane w internecie. Świat ultras jest zamknięty, charakteryzuje się nawet odrębnym językiem. Niektóre starcia mogą być wcześniej ustalane z przeciwnikami (tzw. free fights), co pozwala zmniejszyć ryzyko policyjnej interwencji. Inne są niespodziewane – wtedy ultras wkraczają na trybunę przeciwnika bez ostrzeżenia. "Hooligan nie napada na X czy Y tak zwyczajnie na ulicy – wyjaśnia Stéphane. – Nie dochodzi do sytuacji dziesięciu na jednego. Kiedy się bijemy, używamy tylko rąk i nóg. Jeśli ktoś upadnie, może zostać pobity, ale nie zlinczowany".
Celem jest bowiem nie zabicie, ale "zdominowanie" przeciwnika. Stéphane podkreśla, że liczba poważnych obrażeń jest ograniczona. On sam ma na twarzy ślad po uderzeniu butelką przez członka Tigris Mystic, wrogiej grupy z trybuny Auteuil (jakiś czas temu została ona rozwiązana). "Nasze bójki są bardzo spektakularne dla ludzi z zewnątrz, ale wychodzimy z nich zazwyczaj z drobnymi kontuzjami, najwyżej ze złamaniami" – dodaje.
Stéphane zaprzecza, jakoby miał jakikolwiek związek ze skrajnie prawicowymi ruchami. "Boulogne ma silną tożsamość. Jesteśmy ultrapatriotami i nacjonalistami, ale nazistowskie gesty nas nie pociągają. Osobiście nie jestem rasistą. Byłoby to zresztą bez sensu: za faszystowskie gesty gliny od razu by mnie zatrzymały". Tego samego zdania jest większość kibiców ultras i nic dziwnego – kamery umieszczone na stadionach działają na nich zniechęcająco.
Nacjonalizmu Stéphane na pewno nie nauczył się w rodzinie. Jego ojciec jest dyrektorem technicznym w jednej z firm, matka urzędniczką. "Mój ojciec głosuje na komunistów. Nie można zatem powiedzieć, że poglądy odziedziczyłem po rodzicach – opowiada. – Sam stałem się ultrapatriotą wskutek osobistych doświadczeń. Tam, gdzie dorastałem, mogłem zaobserwować brak szacunku i rasizm emigrantów, którzy plują na Francję, ich adopcyjną ojczyznę. Wywołało to we mnie bunt".
Nie wyraża jednak swego gniewu poprzez politykę, bo polityka go nie interesuje. Wyładowuje się na trybunie Boulogne. Nie obawia się ewentualnych aresztowań. Mówi, że już dwa razy został skazany na karę więzienia w zawieszeniu za stosowanie przemocy, ale to nie zdołało go zmienić. Obawia się za to czegoś innego: że któregoś dnia Parc des Princes stać się może miejscem dla "burżujów" z powodu podniesienia cen biletów. To by nie pozwoliło chłopakom pojawiać się na trybunach. "Tylko tak mogliby nam zaszkodzić" – kwituje.
Pomógł: 1 raz Dołączył: 17 Lis 2006 Posty: 407 Skąd: z każdego miejsca
Wysłany: 2006-12-30, 18:12
jako wierny kibic Lecha Poznań poznałem kilku zagorzałych jego kibiców. z jednym nawet pracowałem, kiedy przebywałem w Poznaniu. opowiedział mi pewną historyjkę.
Wracał tramwajem z meczu. Oczywiście z szalikiem, jak każdy kibic Kolejorza (chodziłem na Lecha ponad 2 lata i tylko na pierwszym nie miałem szalika, jako jedyny w promieniu widoczności jaką miałem). Ale niestety Lech przegrał ten mecz. I kumpel na jednym z przystanków poprostu wypadł z tramwaju (był duży ścisk i mnóstwo ludzi w tramwaju). No i niestety został dosyć porządnie zlany (nie mówię tu o wodzie). Miał pecha. huliganka musiała jakoś odreagować. Chyba lepiej tak, "delikatnie" turbując jednego z nich, niż jak zwierzęta z pod znaku L demolując pół własnego miasta, jak miało to miejsce po meczu (tfuj)Legia - Wisła.
jako wierny kibic Lecha Poznań poznałem kilku zagorzałych jego kibiców. z jednym nawet pracowałem, kiedy przebywałem w Poznaniu. opowiedział mi pewną historyjkę.
Wracał tramwajem z meczu. Oczywiście z szalikiem, jak każdy kibic Kolejorza (chodziłem na Lecha ponad 2 lata i tylko na pierwszym nie miałem szalika, jako jedyny w promieniu widoczności jaką miałem). Ale niestety Lech przegrał ten mecz. I kumpel na jednym z przystanków poprostu wypadł z tramwaju (był duży ścisk i mnóstwo ludzi w tramwaju). No i niestety został dosyć porządnie zlany (nie mówię tu o wodzie). Miał pecha. huliganka musiała jakoś odreagować. Chyba lepiej tak, "delikatnie" turbując jednego z nich, niż jak zwierzęta z pod znaku L demolując pół własnego miasta, jak miało to miejsce po meczu (tfuj)Legia - Wisła.
oczywiście byłes i widzialeś na własne oczy.
nie no faktycznie lepiej bic swoich..... a co tam.
Pomógł: 1 raz Dołączył: 17 Lis 2006 Posty: 407 Skąd: z każdego miejsca
Wysłany: 2006-12-31, 14:30
to nie chodzi o regularną bitwę. poprostu wypadł gość z tramwaju i się trochę "poturbował". On do nikogo o to żalu nie ma. Dostał parę razów, ale przynajmniej huliganka szanuje swoje miasto.
A co do widzenia na własne oczy, jak pisałem przez ponad 2 lata chodziłem na każdy mecz i wiele widziałem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum