Wysłany: 2009-01-20, 15:28 LIBERTAS w Polsce - Drgnęło na prawicy?
Cytat:
Polski oddział partii Declana Ganleya. Dziś do sądu trafi wniosek o rejestrację stowarzyszenia Libertas, ale rodzimi eurosceptycy nie garną się do ugrupowania Irlandczyka
Declan Ganley przyczynił się do odrzucenia traktatu lizbońskiego przez Irlandczyków
Większość z nas nie ma wyboru – tak pomysł zjednoczenia ocenia europoseł Sylwester Chruszcz (dawniej LPR)
Ganleyowi na razie brak programu
– Stowarzyszenie będzie bazą do stworzenia formacji politycznej umożliwiającej wystawienie kandydatów w wyborach do Parlamentu Europejskiego– mówi „Rz” Dariusz Grabowski, eurodeputowany, jeden z inicjatorów powołania Libertasu w Polsce.
– Budujemy silną europejską partię – dodaje Sylwester Chruszcz, eurodeputowany, wcześniej związany z LPR.
Libertas miał połączyć: Naprzód Polsko Janusza Dobrosza, Prawicę Rzeczypospolitej Marka Jurka i Stronnictwo Piast Zdzisława Podkańskiego oraz europosłów LPR. – Większość z nas nie ma wyboru – ocenia Chruszcz. Jego zdaniem pojedynczo te partie przepadną w wyborach.
Ale wspólnej listy wyborczej skupiającej wszystkich polskich eurosceptyków nie będzie. Witold Tomczak, eurodeputowany kojarzony ze środowiskiem Radia Maryja, przyznaje, że rozmowy o zjednoczeniu zakończyły się fiaskiem.
Irlandzki milioner, który przyczynił się do odrzucenia przez Irlandczyków w referendum traktatu lizbońskiego, dla polskich polityków prawicy jest... zbyt liberalny. – Nie wyklucza wspólnej waluty czy jednego prezydenta UE – mówi eurodeputowany Witold Tomczak z frakcji Niepodległość i Demokracja. Równie sceptyczny jest Marek Jurek, były marszałek Sejmu RP, lider Prawicy Rzeczypospolitej. – Występowanie w wyborach do Parlamentu Europejskiego pod szyldem Ganleya jest nieporozumieniem – mówi „Rz”.
Jak ustaliliśmy, Jurek nie dołączy do Libertasu także dlatego, że jednym z liderów stowarzyszenia ma być były poseł Samoobrony Mateusz Piskorski. Były marszałek może mieć jednak bunt w strukturach. Część członków jego ugrupowania chce się zrzeszyć. – Ludzie chcą wspólnej listy – potwierdza „Rz” Andrzej Mańka, lider PR na Lubelszczyźnie. – Jeśli nie powstanie, rozczarowanie będzie olbrzymie i różnie może się sprawa potoczyć.
Libertas liczy również na członków Unii Polityki Realnej, ale wyklucza akces Janusza Korwin-Mikkego. Z dala od Ganleya pozostanie m.in. Ruch Przełomu Narodowego Jerzego Roberta Nowaka, historyka związanego z rozgłośnią ojca Tadeusza Rydzyka.
Nowej partii nie boją się politycy PiS. – To jednorazowa inicjatywa, która ma pomóc wrócić mało znanym eurodeputowanym do Parlamentu Europejskiego – ocenia poseł Karol Karski.
Tadeusz Zwiefka, eurodeputowany Platformy, uważa, że zaangażowanie Ganleya w polską politykę może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego. – Polski eurosceptycyzm zakłada niechęć do wtrącania się podmiotów zagranicznych w nasze wewnętrzne sprawy – mówi. – Udział irlandzkiego przedsiębiorcy, budowa paneuropejskiej partii mogą zniechęcić Polaków.
– Inicjatywy na taką skalę jak pomysł pana Ganleya jeszcze nie było – mówi prof. Wawrzyniec Konarski, politolog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Jego zdaniem jest w Polsce potencjał na partię populistyczną, sceptyczną wobec tendencji integracyjnych w UE.
Cytat:
Czy intencje Ganleya zwyciężą polskie swary
Wawrzyniec Konarski, prof. Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej w Warszawie: – Jest w Polsce potencjał na partię o charakterze populistycznym i nazywając to bardzo skrótowo - sceptycznym wobec tendencji integracyjnych w UE. Sądzę, że fakt, iż dzisiaj dochodzi do realizacji pomysłu, którego autorem nie jest Polak, ale kontrowersyjny i co ważne zarazem bardzo skuteczny irlandzki milioner, polityk Declan Ganley, jest pomysłem poznawczo bardzo interesującym. Tylko, że boję się, iż skonfrontowanie intencji jaki przyświecają panu Ganleyowi z warunkami polskimi, których cechą wspólną, szczególnie po stronie polskiej prawicy jest olbrzymia chęć eksponowania pewnych swarów i braku zgody na pomysły interlokutorów nawet blisko położonych w sensie ideologicznym powoduje, że ten pomysł nie będzie łatwy do wcielenia w życie.
Nawet, jeśli będzie on dysponował sensownymi pieniędzmi, to bardzo potrzebne będą „winiety”, czyli osoby, które zostałyby wykreowane na rzecz nowego ugrupowania ale też już dysponoujące pewną formą prestiżu na polskim rynku politycznym. Jeżeli osoby, które są identyfikowane z szeroko pojętym polskim populizmem prawicowym i antyeuropejskim, takie chociażby jak Marek Jurek, nie wyrażają zainteresowania inicjatywą, to może dojść do sytuacji patowej. Z jednej strony może się pojawić organizacja, która będzie miała pieniądze i zdolność tworzenia struktur, a z drugiej będzie jej brakowało „winiet”.
Jej los może być podobny do efemerydy w rodzaju Stana Tymińskiego czy Partii X.
—ww
Irlandczyk, który pogrzebał traktat
O Declanie Ganleyu zrobiło się głośno, gdy Irlandczycy odrzucili w referendum Traktat Lizboński. To właśnie ten przedsiębiorca, który zarobił spore pieniądze na interesach (głównie handlu drzewem) w Rosji, Bułgarii na Łotwie i w USA, stał się nieformalnym liderem obozu przekonującego Irlandczyków do głosowania przeciwko traktatowi. Sukces ruchu Ganleya zmobilizował również jego przeciwników.
Pojawiły się nieformalne sugestie i aluzje jakoby biznesmen zarobił pieniądze dzięki kontaktom z Pentagonem lub CIA. Hans-Gert Pöttering, szef Parlamentu Europejskiego, nakazał delegacji eurodeputowanych udającej się do USA zapytać o to Amerykanów. Ci zdecydowanie zaprzeczyli.
Z kolei „Irish Times” poddawał w wątpliwość, czy Ganley miał prawo udzielić swojej organizacji kredytu w wysokości 200 tys. euro. Nazwisko milionera pojawiło się też w głośnej „awanturze na Hradczanach”. Goszczący w Pradze irlandzki eurodeputowany Brian Crowley zarzucił wówczas prezydentowi Czech Vaclawowi Klausowi, że spotykając się z Declanem Ganleyem „obraził naród irlandzki”.
Zygmunt Stary dla Ciebie wszystko, co niezaakceptowane przez Ciebie, zostało zmanipulowane.
Jakby nie patrzeć media, środki masowego przekazu mają wpływ na społeczeństwo.
A o zwolennikach PiS jest troszkę dość humorystycznie napisane tutaj:
Cytat:
Drgnęło na prawicy?
Adam Wielomski
Libertas! Kiedy piszę tę słowa, cała Polska usłyszała już wiadomość, że irlandzki milioner Declan Ganley zdecydował się zainwestować swój czas i pieniądze w stworzenie polskiego oddziału swojej partii, skierowanej przeciwko postępującej oligarchizacji w Brukseli. Gdy na naszych oczach rodzi się tyrania, wtenczas trzeba rzucić hasło „Libertas”!
Od dłuższego już czasu w licznych felietonach prowadziłem rozważania czy istnieje jeszcze w Polsce szansa na stworzenie formacji politycznej na prawo od PiS? Przypomnijmy, jej powstaniu przeszkadza nie brak elektoratu, ale przede wszystkim ustawa o finansowaniu partii politycznych, dająca PiS-owi miażdżącą przewagę finansową nad każdą nowopowstającą strukturą na prawicy. Oznaczało to, że być może skazani jesteśmy na wieloletnią okupację prawej części sceny politycznej przez niepodległościową lewicę braci Kaczyńskich.
Ale chyba właśnie coś drgnęło. Powstanie Libertas w Polsce zbiegło się z obaleniem partyjnych rządów Andrzeja Urbańskiego w TVP. Przypadkowo tak się złożyło, że z Ganley’em dogadały się niedobitki po LPR (nie mówię tu o grupie eurodeputowanych na czele z Bogdanem Pękiem, ale o strukturze „krajowej” LPR), gdy w tym samym czasie TVP zostało odbite z rąk PiS dokładnie przez to samo środowisko polityczne. Tym samym prawica narodowa uzyskała coś, czym może zrównoważyć miażdżącą przewagę finansową braci Kaczyńskich, wynikłą z ustawy o partiach politycznych, która to ustawa prowadziła wprost do oligarchizacji sceny politycznej przez „bandę czworga”, czyli cztery partie systemowe (PiS, PO, SLD, PSL). Pieniądze z Irlandii i dostęp do centralnego medium daje poważne możliwości wylansowania – w obliczu czerwcowych wyborów do Parlamentu Europejskiego – prawicowego ugrupowania o eurosceptycznym charakterze.
Środowiska pisowskie natychmiast dostrzegły to zagrożenie i przeraziły się możliwością odbudowania prawicy eurosceptycznej. Zareagowały w typowy dla siebie sposób, oskarżając zwolenników powstającej Libertas o konszachty z WSI (na portalu niezalezna.pl). Język to dla tego środowiska typowy: wszak ekspozyturą WSI miałaby być w Polsce SLD, PO i wszystko co jest na prawo od PiS. Właściwie, wedle tej narracji, to cała scena polityczna dzieli się na PiS i agenturę, co jako żywo przypomina typologię partii politycznych Józefa Wissarionowicza: partie dzielą się na komunistyczne i faszystowskie… Ale taki jest język politycznej paranoi.
W dniu 27 stycznia 2009 roku gdy Wojciech Wierzejski zakomunikował na kilku stronach internetowych o powstaniu Libertas, miała miejsce charakterystyczna wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego: lider PiS zaoferował swoje poparcie dla nowej ustawy medialnej, która miałaby doprowadzić do podporządkowania TVP rządowi. Zauważmy, że Kaczyński zaproponował oddanie TVP wprost w ręce w PO, którą od trzech lat z taką zajadłością zwalczał! Dlaczego?
Odpowiedź wydaje się banalnie prosta: lepsza PO w telewizji publicznej niż LPR przekształcona w Libertas! Rządy PO w TVP oznaczają, że iluś działaczy i sympatyków PiS straci pracę i kurs prorządowy samej telewizji. Rządy LPR/Libertas oznaczają, że na prawo od PiS istnieje szansa wykreowania autentycznie eurosceptycznej i autentycznie prawicowej formacji politycznej.
W niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” (20 XI 2008) Jarosław Kaczyński powiedział wprost, że „jest zasada, którą chyba pierwszy sformułował Konrad Adenauer, że dla partii prawicowej, która chce rządzić, na prawo może być tylko ściana. Nie można tej prawdy absolutyzować, bo w końcu rządziliśmy, mając na prawo od siebie LPR. Ale na pewno nie byłoby dobrze z naszego punktu i dla polskiej polityki w ogóle, żeby coś takiego jak LPR znów powstało”. Tymczasem dzięki zasobom finansowym z Irlandii i przejęciu TVP zaistniała realna szansa powstania takiej prawicy. Właśnie dlatego Kaczyński zaproponował oddanie TVP rządowi Donalda Tuska. Kaczyński jest po prostu przerażony! Tak proszę Państwa: Prezes PiS drży!
Wiele wskazuje na to, że PO zrozumiała dramatyzm sytuacji PiS. Nie jest przypadkiem, że Donald Tusk – w reakcji na ofertę Kaczyńskiego oddania mu TVP – zareagował powściągliwie. Z jednej strony TVP kusi, gdyż można tam obsadzić setki działaczy za pieniądze lepsze niż w ministerstwach. Ale Tusk wie, że partia eurosceptyczna może odebrać PiS wiele elektoratu zawiedzionego tą partią, a który w chwili obecnej nie ma na kogo przerzucić głosów. Pożądliwość nakazuje PO przejąć TVP, ale rozsądek mówi, że trzeba pozwolić rozwinąć się tej inicjatywie.
Czy Libertas ma szansę? Za wcześnie o tym decydować. Zależy to od wielu czynników, choć pierwsze kroki są zachęcające. Nominacje w TVP wskazują na to, że kierownictwo LPR wyciągnęło wnioski z porażki i postanowiło stworzyć szeroki obóz prawicy a nie wąską partię „wiernych pretorian”. Libertas – grupująca prawicę narodową, konserwatywną i konserwatywno-liberalną – ma szansę uszczknąć z 1/3 głosów z elektoratu PiS, czyli z 8%. Jeśli ośrodek w Toruniu postanowi wesprzeć tę inicjatywą (gołym okiem widać zawiedzenie PiS-em w tym środowisku), to PiS zostanie zupełnie zmarginalizowany i na partię Kaczyńskich będą głosować już tylko czytelnicy „Gazety Polskiej” i fanatyczni wyznawcy teorii agenturalno-spiskowych.
Słabością Libertas jest w tej chwili brak wyrazistego lidera – kandydata do zbliżających się wyborów prezydenckich, który będzie mógł odebrać Lechowi Kaczyńskiemu resztki złudzeń, że poprze go katolicki i prawicowy elektorat. W moim przekonaniu, od tego czy lider zostanie znaleziony i wylansowany zależy to, czy Libertas walczyć będzie o 6 lub 10% głosów, czy też dostanie szansę eliminacji PiS ze sceny politycznej i zapędzenia tego środowiska go rezerwatu z napisem „Gazeta Polska”. Libertas nie może ograniczyć się do myślenia o eurowyborach! Te wybory to folklor polityczny! Istotna bitwa rozegra się o to, czy za 650 dni w drugiej turze wyborów prezydenckich Donald Tusk zmierzy się z kandydatem rzeczywistej prawicy czy tylko z Lechem Kaczyńskim.
Nie uważam, że "Libertas", to szansa tylko dla środowisk prawicowych, uważam, ale również dla całego ruchu antyglobalistycznego o bardzo różnych motywacjach, często lewicowych.
Problem w tym, że świadomość o tym, że UE jest tylko "cząstką" prowadzącą w konsekwencji do rządu światowego garstki ludzi jest praktycznie żadna.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum