R E K L A M A
P O R E K L A M I E

Wieluń - forum,adresy, informacje, reklama, kluby, restauracje, komunikacja, pkp, pks, ogłoszenia, praca,mapa, firmy, radio




Wieluń - forum, informacje, ogłoszenia Strona Główna Wieluń - forum, informacje, ogłoszenia


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat :: Następny temat
Gasnąca Afryka
Autor Wiadomość
ywis
[Usunięty]

Wysłany: 2005-08-05, 12:53   Gasnąca Afryka

Aby zapewnić podstawową pomoc uchodźcom przebywającym w obozach w Kongu, potrzeba 50 mln dolarów
A to dopiero początek. Jeśli podobna suma nie znajdzie się dla Nigru, umrze tam milion osób.
W porcie rzecznym w Kinszasie, stolicy Demokratycznej Republiki Konga, grupa około 100 stłoczonych, skrajnie wyczerpanych uchodźców z sąsiedniego Brazzaville czeka na swoją kolejkę. Funkcjonariusze organizacji ds. uchodźców UNHCR wyczytują kolejne nazwiska.

Zasada jest prosta: dorosły członek rodziny dostaje 100 dolarów, dziecku przysługuje suma o połowę mniejsza. Rodziny liczące nierzadko kilkanaście osób stoją tu z całym dobytkiem, który mieści się w tobołkach niesionych przez kobiety na plecach lub na głowie. Do stolika, gdzie siedzą urzędnicy, podchodzi dziewczynka. Wygląda na nie więcej niż pięć lat. Jest sama, na listach UNHCR-u figuruje jako enfant non accompagne, czyli dziecko bez opieki. Rodzice prawdopodobnie nie żyją albo przepadli gdzieś podczas wojny. Dostaje 50 dolarów. Zamoczony w atramencie i przyłożony do papieru palec jest potwierdzeniem otrzymania tej kwoty. Przy panującej w Afryce inflacji to tyle co nic – może starczy na tydzień, jeśli wcześniej pieniędzy nie odbiorą jej towarzysze.

Chłopiec, na oko 14-letni, stojący w kolejce z jeszcze młodszym bratem, próbuje protestować, gdy wreszcie dostaje swoje dolary. Liczył na więcej, nie potrafił jednak udowodnić, że jest już dorosły. 100 dolarów na dwie osoby nie starczy na długo. – W tym rejonie Afryki takich dzieci są tysiące – mówi M’siri Kalassa, lokalny pracownik ONZ. – Mają szczęście, jeżeli przygarnie je obca rodzina, ale zazwyczaj zdane są tylko na siebie. Kalassa pracuje tu już piąty rok, lecz wciąż nie potrafi przyzwyczaić się do widoku takiej nędzy.

Po zarejestrowaniu wszystkich na listach uchodźcy ruszają w kierunku promu. Pracownicy UNHCR-u pomogą im przeprawić się przez rzekę, dalej będą musieli radzić sobie sami. Dwa lata temu grupa blisko stu uchodźców z Konga-Brazzaville po przedostaniu się przez dzielącą oba państwa rzekę Kongo zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Sprawa ta, mimo interwencji organizacji międzynarodowych, do dziś nie została wyjaśniona. – Dla band grasujących po przeciwnej stronie rzeki uchodźcy, zaopatrzeni przez nas w dolary i żywność, to łatwy łup – twierdzi Kalassa. – Napastnicy to byli głównie żołnierze pokonanego dyktatora Konga Mobutu Sese-Seko, którzy po upadku reżimu ukrywają się w sąsiednim Brazzaville.

Według dokumentów międzynarodowych organizacji podczas wojny zginęły ponad 4 mln Kongijczyków. Ogromna ich część poniosła śmierć nie od kul, lecz z braku pomocy humanitarnej. Trudno tu z nią dotrzeć, bo w wielu miejscach wciąż rządzą grupy uzbrojonych, niekontrolowanych przez nikogo bandytów. Sytuacja w niektórych obozach jest dramatyczna – brakuje żywności, często również wody. Mieszkańcy tych obozów, pozbawieni możliwości jakiegokolwiek działania, bardzo szybko się demoralizują, kobiety, by zdobyć żywność, stają się prostytutkami. Światowe organizacje międzynarodowe z ONZ na czele są często bezradne. Aby rozpocząć repatriacje, potrzebna jest zgoda kongijskiego rządu, a sytuacja w kraju mimo zbliżających się pierwszych od zakończenia wojny demokratycznych wyborów nie jest jeszcze stabilna. – Rząd kongijski zajęty jest wyborami, o uchodźcach nikt w Kinszasie nie pamięta – przyznaje przedstawiciel lokalnego komitetu do spraw uchodźców wojennych.

Głównym problemem dla przygotowujących repatriacje jest brak przejezdnych dróg oraz grasujące na terenie całego kraju uzbrojone bandy, które po zmroku atakują nawet oddziały błękitnych hełmów ONZ. W niektórych regionach Konga nadal trwają regularne walki i nie da się tam dotrzeć. Wyjątkowo krwawy przebieg miały starcia w bogatej w złoża złota prowincji Ituri, gdzie partyzanci kontrolujący wschód kraju podzielili się i zaczęli ze sobą walczyć. Kiedy dwa lata temu znaleziono zmasakrowane ciała dwóch obserwatorów MONUC-u (ONZ-owskiej misji w Kongu), błękitne hełmy zmuszone były wysłać tam dodatkowe oddziały. Z ogarniętych walką terenów uciekło prawie 17 tys. osób. Znaczna ich część trafiła pod opiekę misjonarzy, pozostali zamieszkali w oddalonych o kilkanaście kilometrów obozach.

– Kiedy walczące oddziały zaczęły się zbliżać do miasta, zabrałam czwórkę dzieci i uciekłam do buszu – mówi Fosca, młoda kobieta przebywająca w obozie dla uchodźców Aero Camp niedaleko Buni. – Nie wiem, co się dzieje z moim sześcioletnim synem, mógł trafić w ręce jednego z oddziałów. Jeśli żyje, jest szansa, że będzie go można wykupić z rąk porywaczy.

Fosca jest w obozie od dwóch lat. Aby przeżyć, wraz z innymi zbiera w lesie owoce i próbuje wymienić je na inne dobra. Ostatnio nie wychodzi samotnie z obozu, bo zrobiło się zbyt niebezpiecznie, czasem tylko wysyła do miasta córki – po żywność, którą później można sprzedać na miejscu. Beznadziejna sytuacja panuje w obozach na granicy kongijsko-burundyjskiej. W sierpniu ubiegłego roku na blisko dwustu Kongijczyków z obozowiska w Gatumbie po stronie Burundi napadli uzbrojeni w maczety bandyci. Oprawcy mordowali głównie kobiety i dzieci.

Ocalałą grupę przeniesiono do byłego wojskowego obozowiska w kongijskiej prowincji Sud Kivu. Miejsce to, do którego nikt nie zaglądał od czasu wojny w 1993 roku, zupełnie nie nadawało się do przyjęcia prawie 300 osób. Prowizoryczne szałasy były w ruinie, brakowało podstawowych środków higienicznych, a także wody. Mieszkańcom wkrótce zaczęła grozić epidemia chorób tropikalnych, cholery, malarii oraz biegunki. MONUC tylko przez dwa dni dostarczał wodę pitną i leki, potem pomoc wstrzymano.

– Ponieważ umowa dotycząca repatriacji uchodźców między Kongiem a Burundi nie została jeszcze podpisana, nie mamy mandatu, by pomóc tym ludziom – rozkładają ręce pracujący tu obserwatorzy ONZ. Uchodźcom dopiero co ocalałym z masakry zaproponowano więc powrót do obozów na terenie Burundi. Oczywiście nikt nie chciał tam wracać.

Jeszcze innym problemem są tzw. uchodźcy wewnętrzni (internally dis-placed persons – IDP), czyli osoby, które w wyniku wojny zostały zmuszone do opuszczenia swoich domów, ale nie przekroczyły granicy państwa. UNHCR tylko w ograniczony sposób bierze odpowiedzialność za ich los. Wielu z tych ludzi nadal przebywa w obozowiskach w Kinszasie, Kalemie oraz położonej w północnej prowincji kraju Katandze.

Tylko część z nich żyje w legalnych obozach powstałych w 1998 roku. Pomoc dla nich została wstrzymana. – Już od trzech lat ONZ przestała się nami zajmować – mówi mieszkanka obozu oddalonego 60 km od stolicy kraju. – Od WFP (World Food Program) nie otrzymujemy już żadnej pomocy. Nasze domy są w opłakanym stanie, deszcz dostaje się do środka, bo plastikowe dachy są już kompletnie zniszczone.

Ludzie mieszkający w obozach nie czują się bezpiecznie. Najbardziej boją się stacjonujących w pobliżu oddziałów kongijskiej armii. Przypadki bestialstwa ze strony żołnierzy, zmuszających młode kobiety do świadczenia usług seksualnych, nie należą tu do rzadkości.

– Wbrew naszej woli zostałyśmy seksualnymi niewolnicami – opowiada Marianne, ciężarna, 20-letnia dziewczyna z obozu, nosicielka wirusa HIV. Wielokrotnie gwałcona, zaraziła się praw-

dopodobnie od jednego z żołnierzy. O przyszłości Marianne nie chce mówić. – Kiedyś marzyłam, że pójdę na uniwersytet, zostanę prawnikiem. Ale tutaj nie ma miejsca na marzenia. Modlę się tylko o to, aby moje dziecko, które nigdy nie pozna swojego ojca, urodziło się zdrowe.


źródło: onet.pl


Ciekawe, czy nasze polskie władze państwa wpadną na wspaniały pomysł i pomogą tym ludzią? A może będzie im szkoda pieniędzy dla dobra drugiego człowieka, pewnie będą woleli zaoszczędzić dla własnych kieszeni. Nie zdziwiłbym się gdyby tak postąpili, nasz kraj nic innego nie potrafi. Nie potrafi się oddać w potrzebie drugiemu człowiekowi, każdy myśli tylko o sobie i o tym, żeby mu niczego nie brakowało.
 
   
annuska
[Usunięty]

Wysłany: 2005-08-05, 13:37   

i na pewno tak bedzie... znajac polska rzeczywistosc
 
   
ywis
[Usunięty]

Wysłany: 2005-08-05, 14:03   

No tak, ale to też są ludzie, tak samo jak My! Więc dlaczego nie można pomóz bliźniemu? Tego nie mogę zrozumieć!
 
   
annuska
[Usunięty]

Wysłany: 2005-08-05, 14:25   

Ci, ktorzy mogliby pomoc nie wiedza co to znaczy bieda i głód przez co nie zdaja sobie sprawy jak wazne jest to dla innych, ile znaczy dla tych ludzi chociaz najmniejsza pomoc ratujaca ludzkie zycie.
 
   
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template Acid v 0.4 modified by Nasedo.


Wieluń Forum dyskusyjne
Kontakt z Administracją Forum | Kontakt z właścicielem domeny
Stomatolog Wieluń Sprawdzenie przebiegu BMW | Iris Trade Łódź Montaż instalacji gazowych | Skracanie linków | Klinika BMW | Notariusz Włochy BMW SPRAWDZENIE PRZEBIEGU,HISTORIA SERWISOWA BMW