Referendum już było. Jednym z warunków przystąpnienia do UE było przyjęcie w przyszłości waluty euro.
mareks
Jak wchodziliśmy do UE to euro-propagandziście wrzeszczeli jakie to korzyści będą, a jeśli chodzi o euro to nie jest ono równoznaczne z wejściem do EU.
Dziś ci sami ludzie kłamią że musimy mieć euro bo nie ma wyjścia.
Byłem w Holandii, przy okazji jakiś rozmów z mądrzejszymi ludźmi temat polityka, gospodarka sam się pojawiał. Ludzie zauważyli wzrosty cen i na pewno nie o 0,3%(JAK MOŻNA COŚ W GOSPODARCE W OGÓLE PROGNOZOWAĆ NA PODSTAWIE WZORÓW MATEMATYCZNYCH?)
---------------------
Dwie i pół godziny dyskusji nt, wprowadzenia €uro – z udziałem p.Hanny Gronkiewicz-Waltzowej (prezydentka Warszawy, PO), WCzc.Artura Górskiego (PiS, Warszawa), WCzc.Michała Szczerby (PO. Warszawa), Tadeusza Iwińskiego (SLD, Olsztyn), b. Posła Janusza Maksymiuka (Samoobrona), b.Posła Jana Lityńskiego (PD), p.Witolda Perki (V-Prezes PSL),w części IX przemawia kol.Bolesław Witczak, Prezes UPR
Mówienie o utracie suwerenności przy przystąpieniu do unii walutowej to zwykłe potrząsanie szabelką. W dzisiejszym świecie nie można mówić o pełnej niezależności ekonomicznej – uważa bankowiec.
Kryzys światowy obecny także w Polsce ma dwa wymiary. Pierwszy to tak zwany wymiar realny objawiający się spowolnieniem gospodarczym. Jest to związane ze zmniejszeniem popytu na naszą produkcję chociażby w związku ze spadkiem zamówień płynących z zagranicy. Warto pamiętać, że naszym największym partnerem handlowym są Niemcy, gdzie idzie prawie 30 proc. naszego eksportu, i tamtejsza recesja znacząco wpływa na naszą gospodarkę.
Drugi wymiar to kryzys walutowy wynikający z destabilizacji kursu złotego. Kryzys walutowy nie dotyczy krajów strefy euro, tylko tych, które mają własne, małe waluty. Tego kryzysu moglibyśmy uniknąć, przyjmując wcześniej euro. Ale mleko już się rozlało. Gdyby w naszym kraju euro było walutą płatniczą, kryzys światowy dotknąłby nas, jednak w mniejszym stopniu niż obecnie.
Bez wahań
Światowi inwestorzy w czasach kryzysu uciekają z regionów postrzeganych jako potencjalnie ryzykowne do takich, gdzie czują się bezpieczniej. A kraj, w którym waluta w ciągu pół roku osłabia się o 50 proc., postrzegany jest jako bardzo ryzykowny. Trudno się dziwić takiej reakcji. Efektem tego będzie spadek inwestycji zagranicznych, co z kolei oznacza likwidację miejsc pracy.
Bez wątpienia większe poczucie bezpieczeństwa dają kraje strefy euro niż te dotknięte potężnymi wahaniami kursu złotego albo hrywny. Polska jest i tak w dużo lepszej sytuacji niż Ukraina, ponieważ naszą wiarygodność wzmacnia członkostwo w Unii Europejskiej, ale w czasach paniki ważniejsza od przynależności do Unii Europejskiej jest prawdziwa integracja – czyli walutowa. Dlatego też złoty traci na wartości, gdy pogarsza się sytuacja Ukrainy.
Najbardziej namacalną korzyścią z przyjęcia euro jest likwidacja wahań kursowych. Dzisiaj każdy przedsiębiorca, przeprowadzając każdorazowo operację wymiany walut, ponosi ryzyko kursowe w postaci wahań kursu złotego. Każda operacja handlowa na rynkach międzynarodowych obarczona jest tym nieprzewidywalnym czynnikiem oznaczającym konieczność przyjęcia ryzyka albo ubezpieczenia transakcji przez podmiot krajowy. Dokonując operacji wymiany walutowej, ponosimy także koszt w postaci opłat szacowanych na 2 – 3 mld złotych rocznie. Te pieniądze mogłyby pozostać w rękach przedsiębiorców i obywateli.
Kolejna kwestia związana jest z tym, że słaby złoty podraża dobra z importu. Znacząca część naszej produkcji opiera się na imporcie półproduktów i surowców, co oznacza podniesienie kosztów produkcji uderzające w eksporterów. Niewiele się mówi o polskich importerach, a przecież odzież i leki są w większości przypadków importowane. Słaby złoty oznacza wzrost cen na rynku i zmniejszenie siły nabywczej obywateli. W ten sposób brak wspólnej waluty uderza w portfel przeciętnego Polaka, który może być zagrożony nie tylko utratą pracy, ale także wyższymi kosztami życia.
Kryzys walutowy nie dotyczy krajów strefy euro, ale tych, które mają własne waluty
Straty polskich przedsiębiorców na opcjach walutowych są szacowane na kwotę 15 mld złotych i o tyle bylibyśmy bogatsi, gdyby Polska była w strefie euro. Posiadanie waluty krajowej to wyższy koszt obsługi deficytu budżetowego. Jest to konsekwencja wyższego oprocentowania obligacji Skarbu Państwa, jakiego żądają inwestorzy w porównaniu z krajami strefy euro. Wszystkie te czynniki wpływają na gwałtowność reakcji polskiej gospodarki na kryzys światowy.
Suwerennie na kolanach
Przeciwnicy wprowadzenia euro wskazują na pewną formę utraty suwerenności przy przystąpieniu do unii walutowej. Uważam takie opinie za zwykłe potrząsanie szabelką, ponieważ to jest suwerenność pozorna. Jeśli tylko sytuacja stanie się groźna, to i tak zwrócimy się do Europejskiego Banku Centralnego, czyli do Berlina, o pomoc. Nie można mówić o pełnej niezależności ekonomicznej w dzisiejszym świecie.
Problem w tym, że będąc w strefie euro, zmuszamy większy organizm gospodarczy do przejęcia odpowiedzialności za nasze ewentualne trudności ekonomiczne, a będąc „suwerennymi”, musimy prosić na kolanach. Świat nie jest bajką i oczekiwanie, że ktoś nam pomoże z dobroci serca, jest naiwne. Wspólna waluta oznacza, że jesteśmy powiązani z bogatym światem Zachodu walutą, która jest wspólna i której wszyscy chcą bronić.
Koszula bliższa ciału
Dowodem na to są komunikaty płynące ze strefy euro o programach wzajemnej pomocy. W przypadku Europy Wschodniej takich deklaracji nie ma, bo każdy stara się w pojedynkę rozwiązać swoje problemy, dystansując się od trudności, jakie przeżywają sąsiedzi. Jak zwykle okazuje się, że koszula jest bliższa ciału. Dlatego powinniśmy wprowadzić wspólną walutę, gdy tylko pojawią się oznaki ożywienia gospodarczego.
Uważam więc, że do strefy euro trzeba wejść jak najszybciej. Ale obecnie, przy takiej skali niepewności kursowej oraz niepewności co do skali spowolnienia światowego, pojawia się poważne ryzyko niespełnienia kryteriów obowiązujących w czasie dwuletniego pobytu w korytarzu ERM2. Dlatego uważam, że polskie władze powinny się przygotować, dopinając wszelkie możliwe szczegóły techniczne, aby gdy tylko pojawią się oznaki stabilizacji, móc jak najszybciej podjąć odpowiednie działania w kierunku przyjęcia wspólnej waluty. Obawiam się jednak, że w 2009 będzie trudno wejść do ERM2.
—not. mar
Ryszard Petru był asystentem i doradcą Leszka Balcerowicza. Pracował m.in. w Banku Światowym, a także w bankach BPH i BRE. Obecnie wykłada w warszawskiej Szkole Głównej Handlowej
Straty polskich przedsiębiorców na opcjach walutowych są szacowane na kwotę 15 mld złotych i o tyle bylibyśmy bogatsi, gdyby Polska była w strefie euro.
Jajcarski dowcip Petru.
Gdyby Polska była w euro to banki wymyśliłyby opcje w jenach.Na pazernych nie ma rady.
Ten artykuł to pralnia mózgu jedna z wielu jakie urządzają media... Sama Rzeczpospolita zbłaźniła się już po raz drugi, zaraz po opluwaniu Gwiazdowskiego. A Petru jest jednym z wielu socjalistów, który bierze udział w tej hucpie.
Cytat:
Jak bezczelnie można wciskać kit?
JKM - korwin-mikke.blog.onet.pl - 2009-03-15 23:51:00
Pani [a.f.] redagująca w „Najwyższym CZAS!”ie rubrykę „Największe Głupstwo Tygodnia” zwróciła mi uwagę na artykuł p.Ryszarda Petru – z którym akurat polemizowałem (łagodnie...) przed tygodniem na Uniwersytecie W-wskim.
Tekst ten – niedługi zresztą – pt. „Do euro jak najszybciej” w całości znajduje się tutaj:
Panią [a.f.] uderzyło w tym tekście – i za to przyznała PT Autorowi „Kwaśny Ogórek” - to, że z jednej strony pisze: „Świat nie jest bajką i oczekiwanie, że ktoś nam pomoże z dobroci serca, jest naiwne” a nie zastanawia się, że wtedy (według Niego...) „ będąc w strefie €uro, zmuszamy większy organizm gospodarczy do przejęcia odpowiedzialności za nasze ewentualne trudności ekonomiczne”. No to niby dlaczego mają Polskę przyjąć - by zostać zmuszonymi?
A ja twierdzę, że to jest drobiazg. Znacznie gorsze, że p.dr Petru po prostu nie widzi najprostszych rzeczy. A raczej widzi je dokładnie odwrotnie.
Pisze np. „Drugi wymiar to kryzys walutowy wynikający z destabilizacji kursu złotego. Kryzys walutowy nie dotyczy krajów strefy euro, tylko tych, które mają własne, małe waluty. Tego kryzysu moglibyśmy uniknąć, przyjmując wcześniej euro. Ale mleko już się rozlało. Gdyby w naszym kraju euro było walutą płatniczą, kryzys światowy dotknąłby nas, jednak w mniejszym stopniu niż obecnie”.
Hola, panie Petru!
To jakie kraje postanowiły wyprodukować 1,8 biliona €urosów by ratować swój system walutowy: te ze strefy €uro – czy te, które do strefy €uro nie weszły?
A może by ktoś napisał, jak „kryzys walutowy” dotyka takie kraje jak Indie czy Biała Ruś – które do €urolandii nie należą? Więc jak?
Odpowiednia historyjka mówi o Abrahamie Rosenzweigu, którego bank właśnie ma ogłosić bankructwo. I wtedy do kantoru wchodzi uboga wdowa ze słowami: właśnie odziedziczyłam po mężu $100.000 – to moje jedyne pieniądze. Chciałam je wpłacić na konto.
Bankier bierze pieniądze, wypisuje kwit, wdowa wychodzi. Żona do Rosenzweiga; „Jak Ty mogłeś wziąć te pieniądze od biednej wdowy; sumienia nie masz?”
Na co Rosenzweig: „Nu – ile pieniędzy można podarować biednej wdowie? 10 rubli, 20 rubli... Ale $100.000?!?”
Czy Pan, panie Petru, nie jest aby doradcą namawiającym tę wdowę by poszła do banku Rosenzweiga?
Pytanie, czy bankrutująca strefa €uro nie chce w ostatniej chwili wzmocnić się nieco kosztem naszej, w miarę silnej, złotówki...
Jak pisałem przed dwoma tygodniami (a i wcześniej...) złotówka poszła w dół – to teraz zgodnie z prawami cybernetyki pójdzie w górę. Doradzałem przed tygodniem: „Jeśli brać teraz kredyty – to tylko we frankach szwajcarskich”. Więc wszystko idzie tak, jak przewidywałem – bo tak toczy się światek.
Pamiętajmy też, że gdy złotówka była silna, to „ekonomiści” domagali się, by ją osłabić, bo eksporterzy nie wydalają. Teraz osłabła – i co pisze p.Petru:
„Kolejna kwestia związana jest z tym, że słaby złoty podraża dobra z importu. Znacząca część naszej produkcji opiera się na imporcie półproduktów i surowców, co oznacza podniesienie kosztów produkcji uderzające w eksporterów. Niewiele się mówi o polskich importerach, a przecież odzież i leki są w większości przypadków importowane. Słaby złoty oznacza wzrost cen na rynku i zmniejszenie siły nabywczej obywateli. W ten sposób brak wspólnej waluty uderza w portfel przeciętnego Polaka, który może być zagrożony nie tylko utratą pracy, ale także wyższymi kosztami życia”.
Może by p.Petru przez chwile pomyślał: „jeśli €uro poszło w górę w stosunku do złotówki – to może to Niemcy mają teraz problem? Taki, że nie mogą niczego do Polski wyeksportować?”
Mówi się, że zamknie się być może fabryka „OPLA” w Polsce. Ale przecież prawie na pewno zbankrutuje cały „OPEL” w Niemczech!!!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum